To nie jest déjà vu – KB Sobótka wygrywa ponownie i obejmuje prowadzenie w cyklu Superbieg

01.05.2017 w Jeleniej Górze odbył V Półmaraton Jeleniogórski i V Dziesiątka Jeleniogóska. Klub Biegacza Sobótka wystawił drużynę w biegu na 10 km, która okazała się najlepsza i jako jedyna uzyskała łaczny czas trzech najlepszych zawodników poniżej 2 godzin. W naszej drużynie wystartowało czterech zawodników: Wojtek Franaszczuk, Radek Puchała, Przemek Demków i Michał Mazur. Dodatkowo Wojtek Franaszczuk, z najlepszym czasem w naszej drużynie, wygrał kategorię wiekową M40.

DSC_0706

Zwycięska drużyna KB Sobótka wraz z fanatycznymi kibicami

DSC_0682

Dekoracja zwyciezców w klasyfikacji drużynowej biegu na 10 km

DSC_0695

Wojtek Franaszczuk na podium M40

W Dziesiątce Jeleniogórskiej wystartowało 333 zawodników i 25 drużyn. Reportaż telewizyjny z biegu, z wywiadem z naszym Michałem Mazurem tutaj.

Po tym zwycięstwie zostaliśmy liderem cyklu Superbieg na dystansie 10 km. Był to ostatni bieg uliczny w cyklu, od przyszłego tygodnia rozpoczyna się etap biegów górskich, stąd też apel do naszych klubowych górali: ”Idźcie za ciosem”, bądź też parafrazując Arka Zuba „Nie oddajcie tego”.

Kolejny bieg już za tydzień w Polanicy Zdrój. Zapisy tutaj.

Ja osobiście z racji wyjazdu nie będę miał możliwości startów w najbliższym miesiącu, stąd też do mojego powrotu przekazuję pałeczkę koordynatora drużyny Michałowi Mazurowi. Michał jest w naszym klubie od niedawna i pomimo, że jest biegaczem początkującym, to jako jedyny z klubu brał udział we wszystkich trzech startach cyklu super bieg i planuje wystartować w kolejnych. Wykazuje również wystarczającą ilość entuzjazmu by być odpowiednią osobą do tej funkcji (tel. do Michała 698 609 870).

Pamietajmy, priorytetem jest dystans 10 km, bo na tym dystansie walczymy o zwycięstwo w całym cyklu. W przypadku gdyby drużyna była wystarczająco liczna na dany bieg, to możemy w takim wypadku powalczyć również w półmartonie.

 

A teraz osobista relacja z dzisiejszego biegu. Nie planowałem jej pisać, ale skoro koledzy z drużyny pobiegli tak dobrze, to nie pozostawili mi wyboru.

Do Jeleniej Góry jechaliśmy razem z Wojtkiem Franaszczukiem i naszymi rodzinnymi grupami kibicek. Byliśmy naładowani pozytywną energią po niedzielnym świętowaniu zwycięstwa w Biegu Mietkowskim. Udane starty w Mietkowie rozpaliły apetyty i nie ukrywaliśmy, że jedziemy do Jeleniej Góry po nowe rekordy życiowe na 10 km. Dodatkowo ubiegłego wieczora na zawody dopisał się nasz klubowy skarbnik Przemek Demków, co wzmocniło nasz team na tyle, że otworzyło szansę na kolejny dobry wynik w klasyfikacji drużynowej.

Mój plan na bieg był prosty. Pierwsze pięć kilometrów biegniemy z Wojtkiem w tempie 3’40, a dalej to już na ile zdrowie pozwoli. Trasa jeżeli codzi o trudność miała być umiarkowana z jednym istotnym podbiegiem na czwartym kilometrze. Potem miało być już płasko lub lekko w dół.

Na miejscu pojawiliśmy się na godzinę przed startem. W Cieplicach przywitała nas słoneczna pogoda z dość mocnymi podmuchami wiatru. Na miejscu odnaleźliśmy Przemka, Michała oraz Marka Gandziarowskiego, który planował pobiec półmaraton. Start w półmaratonie planował również kolejny Sobótczanin, Wojtek Jóźków.

O godzinie 11:00 wystartowali półmaratończycy, my 10 minut po nich. Rzeczywisty start biegu na 10 km był jakieś pół kilometra za startem półmaratonu.  Ten dystans wszyscy biegacze przetruchali. My z Wojtkiem wykorzystaliśmy to by ustawić się blisko czołówki. Zaraz po starcie uformowała się kilkunastoosobowa grupa prowadząca, a my biegliśmy za ich plecami. Ich tempo nie wydawało się szczególnie szybkie. To było tylko złudzenie. Wojtek po kilkuset metrach krzyknął „3:20”. Nie musiał nawet dodawać, że za szybko. Troszkę jakby zwolniliśmy, ale jakoś tak bez przekonania. Już wtedy przez głowę przeszła mi myśl, że za każdym razem obiecuję sobie, że tym razem zacznę spokojnie, a mimo to za każdym razem po starcie gonię niczym baran za swoim stadem. Naukę by z tego przydałoby się wyciągnąć. W maratonach czy półmaratonach łatwiej się pohamować, bo dystans wzbudza respekt, a w tych dziesiątkach to nigdy się nie udaję.

Wracając do biegu to pierwszy kilometr przebiegliśmy w tempie 3’34. Czołówka już wówczas rozerwała się na mniejsze strzępki. My z Wojtkiem biegliśmy w okolicach dziesiątej pozycji, początkowo w czwórkę, jeden za drugim chowając się za plecami rywali przed wiatrem, bo wiatr zaczął dokuczać już wtedy. Później lider naszej grupy się od nas oddalił, a inny zawodnik został w tyle. Nasze tempo stopniowo spadało. Drugi kilometr 3’37, trzeci 3’42 i zapowiadało się, że będzie coraz gorzej, bo przed nami był jeszcze podbieg, a wiatr dokuczał coraz bardziej.

Wojtek oddalił się ode mnie o kilkanaście metrów. Nie goniłem go, by go nie spowalniać, bo wydawał się być świeższy ode mnie. On chwilę później obrócił się, zobaczył że zostałem, po czym też zwolnił. Po chwili biegliśmy znowu razem.

Dogoniliśmy jednego zawodnika, który oderwał od czołówki. Biegł z koszulką Jelenia Góra. Chwilę biegliśmy razem po czym zostawiliśmy go w tyle. Na czwartym kilometrze zaczął się podbieg. Niezbyt duży, ale z racji wiejącego wiatru bardzo wyczerpujący. Wojtek prowadził, ja biegłem za nim. Po czwartym kilometrze tempo spadło nam poniżej 3’50. Pomimo, że podbieg był już za nami, biegło się nam jeszcze gorzej przez mocny przeciwny wiatr. Zmieniłem Wojtka na chwilę, bo dostał lekkiej zadyszki i nie rwał się już tak do przodu. Wiatr skutecznie wysysał z nas energię.

Dogoniliśmy ogon półmaratonu. Pomimo, że półmaratończycy kulturalnie zostawili nam prawą wolną, my biegliśmy lewą miedzy nimi, aby choć trochę schować się przed wiatrem. Spotkaliśmy wśród nich Wojtka Jóźkowa. Po krótkiej wymianie zdań zdecydował się pobiec chwilkę naszym tempem oferując nam ”tunel aerodynamiczny”. Skwapliwie skorzystaliśmy z tak miłego podarunku, a Wojtek Jóźków bezsprzecznie miał z tej całej sytuacji wielką frajdę. Dzięki Wojtek.

Znacznik 5 km mineliśmy na 8 i 9 pozycji OPEN. Wojtek Franaszczuk znowu prowadził. W okolicach szóstego kilometra trasa zmieniła kierunek i odtąd wiatr był już troszkę mniej dokuczliwy, ale szkoda została już wyrządzona i brakowało pary by przyspieszyć. Perspektywa poprawy rekordu życiowego była już bardzo daleka. Krzyknąłem do Wojtka by dalej biegł sam, bo nie chciałem go spowalniać, a on najwyraźniej miał jeszcze rezerwy. Przyspieszył. Na horyzoncie zamajaczyła zielona koszulka (Rafał Tomaszewski). Najwyraźniej miał już dość. Dystans pomiędzy nim a Wojtkiem szybko się zmniejszał.  Mnie też udało się jeszcze odrobinę przyspieszyć na ósmym kilometrze, więc byłem w stanie śledzić ich rywalizację na bieżąco. Wojtek dogonił Rafała, przez chwilę biegł razem z nim, po czym zaczął oddalać się w kierunku parku zdrojowego, gdzie znajdowała się meta. Walka wydawała się być rozstrzygniętna za nim na dobre się zaczęła.

Moje tempo było bardzo szarpane. Wiedziałem już, że na rekord życiowy nie ma szans, nie mniej w dalszym ciągu pozostawała walka dla drużyny, więc w porywach pomiędzy kryzysami próbowałem nadrobić po kilka sekund. Po czym przychodził kolejny kryzys i tempo spadało. Za znacznikiem 9 km próbowałem rozpocząć wczesny finisz. Skończyło się to kolką i bardzo mało przyjemną końcówką biegu. Pomimo żywiołowego dopingu naszej Sobótczańskiej grupy wsparcia, tempo ostatniego kilometra wyszło 3’47. Zaskaskakująco wolno jak na finisz, a jednocześnie zaskakująco szybko jak na bieg z kolką, tym bardziej że miałem wrażenie jakbym wlókł się jak ślimak.

DSC_0622

Grupa dopingująca KB Sobótka

Na mecie długo dochodziłem do siebie. Mój czas to 37:42, pół minuty wolniej niż w Miękini. Ale w tym wietrze byłoby ciężko o lepszy wynik. Tym bardziej, że ewidentnie zabrakło świeżości. Tydzień po półmaratonie to jednak nie jest najlepszy czas na rekordowe 10 km, a jeżeli już, to trzeba było odpuścić jeden z treningów w tygodniu na rzecz odpoczynku.

Spiker wyczytuje, że jestem 9 OPEN. Myślałem że było ich tam więcej przede mną. Wojtek jest 7 OPEN (37:07). Zabrakło mu do rekordu życiowego jakieś 15 sekund, ale to jednak nie były warunki na rekordy.

Przemek przybiega z czasem 44:04. Jest bardzo dobrze, nie spodziewałem się, że w tym wietrze uda mu się zejść poniżej 45 minut, a tu taka miła niespodzianka. Ale to jednak góral, a góry to siła biegowa, dzięki której łatwiej walczyć z wiatrem.  Cóż, może i dla mnie przyszedł czas by przeprosić się ze Ślężą.

Kilkanaście minut później przybiega Michał Mazur, a więc wszyscy w komplecie.

Później jest jeszcze pasta party i oczekiwanie na oficjalne wyniki. Wygraliśmy, z 4 minutową przewagą nad kolejną drużyną. Dotychczasowy lider cyklu ZORKA JELONKI RUNNING TEAM zajmują piąte miejsce, a więc będziemy przed nimi z kilkupunktową przewagą.

DSC_0684

Prezentacja pucharu za drużynowe zwycięstwo w V Jeleniogórskiej Dziesiątce

Wyniki zawodników KB Sobótka:

Zawodnik Miejscowość Czas brutto Miejsce OPEN Uwagi
FRANASZCZUK Wojciech Sobótka 00:37:07 7 TEAM, M40-I
PUCHAŁA Radosław Sobótka 00:37:42 9 TEAM
DEMKÓW Przemysław Sobótka 00:44:04 48 TEAM
MAZUR Michał Sobótka 01:01:18 275

———————
TEAM – czas uwzględniony w klasyfikacji drużynowej KB Sobótka
M40-I – 1 miejsce w kategorii wiekowiej M40

Źródło: Strona internetowa Klubu Biegacza Sobótka www.kbsobotka.pl

KOMENTARZE DODAJ KOMENTARZ

Skomentuj to

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *